6 rzeczy, których nienawidzę w Paryżu

Moja znajoma, która mieszka w Paryżu powiedziała ostatnio: "Ja tak strasznie chcę to miasto kochać, ale zwyczajnie się nie da" Ja...

Moja znajoma, która mieszka w Paryżu powiedziała ostatnio: "Ja tak strasznie chcę to miasto kochać, ale zwyczajnie się nie da" Ja też kilka lat temu podjęłam decyzję by spędzić 8 miesięcy w mieście zakochanych. Sądziłam, że będę nosić kapelusze z szerokim rondem i prowadzić inteligentne dyskusje na temat filozofii w zatłoczonych, zadymionych kawiarniach. Oczywiście było inaczej. W opozycji do wszystkich, którzy rozpływają się nad urokami Paryża, przedstawiam listę rzeczy, które w Paryżu doprowadzały mnie do szału.


Kiła mogiła

Jeśli, jadąc do Paryża, liczycie na romantyczne spacery wąskimi alejkami skąpanymi w świetle gwiazd i zapach fiołków o zachodzie słońca, możecie gorzko się rozczarować. Pamiętacie początek filmu Pachnidło i obraz paryskiego targu, na którym ludzie brodzili po kostki w błocie wymieszanym z całą masą różnego paskudztwa? Od tamtego czasu co prawda wiele się zmieniło, prócz jednego: serce Francji wciąż jest europejską stolicą smrodu i brudu. 

Wystarczy przez chwilę posiedzieć nad rzeką, wejść w nieco mniej popularną uliczkę lub do tunelu metra. Szczury są WSZĘDZIE. Szacuje się, że jest ich w Paryżu ponad 6 milionów. Jak w jakimś tanim horrorze piętrzą się, łażą po sobie tworząc jedną wielką plątaninę małych, owłosionych ciałek. Na dodatek są bezczelne i na tyle oswojone, że niczego się nie boją i zdarza się, że przebiegną komuś po bucie. Ot tak, dla hecy, złośliwe pasożyty. 

Całe życie trwałam z przekonaniu, że gryzonie w restauracji to coś nienormalnego. Paryżanie najwyraźniej nie podzielają tego poglądu. Nie wiem, może naoglądali się za dużo bajek Disneya gdzie szczur zostaje kucharzem. Gryzonie w przeciętnej paryskiej restauracji to zupełnie zwyczajny widok i ludzie nawet specjalnie się nie dziwią. A więc jesz kanapkę i popijasz kawkę, a pod stolikiem zasuwa sobie mysz. C'est la vie!

fot. Jean-Jacques Boujot
Obsługa klasy Z

Od bezczelnych paryskich szczurów gorsi są chyba tylko sami Paryżanie. Słyszy się dużo utyskiwań i żali na temat mieszkańców stolicy Francji i bazując na moim niemal rocznym doświadczaniu podpiszę się chętnie pod każdym negatywnym słowem. Paryżanie są nieprzyjemni i niepomocni, bez poczucia humoru i przekonani o własnej wyższości. Wolałabym spędzić wieczór w klatce pełnej wygłodniałych pawianów niż na imprezie z nimi, tak strasznie ich nie lubię. 

Abstrahując od personalnych uprzedzeń: obsługa klienta to jedna z rzeczy, które we Francji mocno kuleją. W Polsce pod tym względem również jest jak jest, więc moje standardy z natury są dość niskie. A jednak Francuzom udało się mnie zszokować. Nikt tu nie będzie się uśmiechał czy dziękował. Najczęściej słyszaną frazą we wszelkich urzędach czy na uczelni jest po prostu "nie da się" poparte wzruszeniem ramion, żebyś przypadkiem nie miał wątpliwości, że każą ci spierdalać.

Podobnie sprawa ma się z kelnerami. We Francji to dość poważany zawód, którego nikt nie traktuje lekko. Kelnerzy nie pracują dla napiwków, nie spodziewajcie się więc szybkiej obsługi, sztucznych uśmiechów i tym podobnych sztuczek. Kelnerzy często patrzą na wszystkich z góry i uwielbiają robić turystów w balona.

Szklana pogoda

Londyn ma swoją reputację. Niewiele osób wie jednak o tym jak deszczowa, szara i depresyjna może być zimowa pogoda w Paryżu. Nie można co prawda narzekać na śnieg, który rzadko kiedy się pojawia, ani na niską temperaturę, bo raczej nie spada ona poniżej 5 stopni. Jednak od połowy października do marca słoneczny dzień to niemal cud. Do tego trzeba dodać stale padającą mżawkę i rzędy niezaprzeczalnie pięknych, jednak niemal identycznych, szarych budynków. Deprecha.

Ponadto można zapomnieć o ubiorze "na cebulkę". Mimo, że temperatura wydaje się być ok, zimno przenika człowieka do kości, nieważne ile warstw wełny na siebie założy. W rezultacie pół zimy spędziłam pod kocem przytulona do kaloryfera.

Trzeba jednak przyznać, że przez resztę roku, szczególnie jesienią, kiedy wszystkie drzewa pokrywają się złotem, na pogodę nie można narzekać.

Gustave Caillebotte, Ulica paryska w deszczowy dzień
Je ne parle pas anglais

Mówi się, że brak umiejętności językowych jest głupim stereotypem, który jak większość stereotypów nie jest prawdziwy. No cóż... jest. Po prostu. Francuzi w zdecydowanej większości nie mówią po angielsku. Nie mówię o znajomości języka pozwalającej swobodnie rozmawiać o pojęciach abstrakcyjnych. Mówię o opanowaniu kilku podstawowych zwrotów jak pytanie o drogę i nawiązywanie znajomości. Ni chu-chu.

Na poparcie mojej tezy chciałabym przedstawić historyjkę z życia wziętą. W Paryżu studiowałam archeologię i historię sztuki na Sorbonie. Można pomyśleć: "super uczelnia, ich flagowy kierunek, studenci muszą być tam zajebiści". BŁĄD. Na moim roku były 3 osoby, z którymi dało się jakkolwiek skomunikować po angielsku. Lepiej! Wśród wszystkich wykładowców (podkreślę ponownie, że chodzi w dużej mierze o archeologów) tylko jeden mówił po angielsku. Chcąc nie chcąc byłam skazana na komunikację wyłącznie w języku francuskim.

W Polsce często powtarza się najgłupsze tłumaczenie świata: Francuzi nie chcą uczyć się angielskiego, bo uważają, że ich język jest najpiękniejszy. Serio? Naprawdę ktokolwiek w to kiedykolwiek uwierzył? Nie wiem dokładnie z jakich powodów Francuzi nie uczą się języków, ale z pewnością nie ma to nic wspólnego z narodową dumą. W prywatnych rozmowach zwykle wskazują na braki w systemie edukacji.

Utrudniona komunikacja z lokalsami, to zdecydowanie ogromna przeszkoda dla osób, które chciałyby w Paryżu zostać na dłużej. Myślę jednak, że dla turystów nie będzie to stanowiło ogromnego problemu. W największych instytucjach, muzeach itp. zawsze znajdzie się ktoś znający angielski.

Kulturowy koktajl Mołotowa

To, że społeczeństwa wielokulturowe w Europie nie funkcjonują zbyt dobrze wiadomo już od pewnego czasu. Nie tylko Francja, ale też Wielka Brytania, Niemcy, Włochy czy Szwecja musi mierzyć się z zamieszkami i rasistowskimi zachowaniami. A Paryż to najlepszy przykład na to jak można skopać politykę imigracyjną kraju.

Francuzi kolonizowali i okradali biedniejsze i mniej rozwinięte kraje przez lata. Kiedy w ich kraju brakowało rąk do pracy nie wahali się zaprosić obywateli swoich byłych kolonii. Później pojawiać zaczęły się ich rodziny szukające lepszego życia. I uchodźcy. Ale hola, hola, trochę ich za dużo a francuski rząd nie miał żadnego pomysłu na to co z nimi zrobić. Rządy się zmieniały razem z nimi polityka wobec imigrantów. Długofalowych działań mających na celu jakąkolwiek integrację brakowało.

Paryskie dzielnice układają się w kształt ślimaka. Im dalej od pierwszej dzielnicy znajdującej się w samym centrum, tym bardziej kolorowo na ulicach. Za granicami miasta zaczynają się prawdziwe getta. 15-piętrowe bloki zbudowane jeden obok drugiego niemal blokują dostęp światła do chodników. W małych mieszkankach stłoczone całe rodziny, często nawet 10 osób. Pracy i perspektyw brak. Przestępczość szaleje. Integracja zerowa. Wściekłość 100%.

Krajobraz paryskich przedmieść jest po prostu przytłaczający. Każe kwestionować europejski humanitaryzm, mit europejskiego oświecenia. Wizyta w jednej z tych dzielnic jest czasem niebezpieczna, zawsze zasmucająca.


W moim magicznym domu...

Znalezienie mieszkania w Paryżu to wyzwanie godne tylko najwytrwalszych zawodników. Lokali przede wszystkim jest za mało i nowe oferty rozchodzą się jak świeże bułeczki. Wciąż popularne jest szukanie ogłoszeń w gazecie. Właśnie tam znalazłam ofertę mieszkania niedaleko Bastille w niezwykle atrakcyjnej cenie. Lokum znajdowało się na 6-tym piętrze budynku pod numerem 19. Kiedy dotarłam na miejsce, już pod numerem 15 zastałam kolejkę, złożoną z około 200 zdesperowanych osób, które za 20-sto metrową klitkę byłe gotowe zapłacić 800 euro miesięcznie.

Standard mieszkań do wynajęcia jest bardzo różny, jednak te, które wyglądają ładnie, są zazwyczaj na przedmieściach albo mają zabójczą cenę. Jednym z popularniejszych formatów, w których mieszkają studenci, są tak zwane studia, czyli około 12-sto metrowe mieszkania składające się z jednego tylko pomieszczenia, które mieści wszystko: sypialnię, kuchnię i prysznic (nocne podjadanie można swobodnie praktykować nie wychodząc z łóżka). Toaleta zazwyczaj znajduje się na korytarzu i jest dzielona pomiędzy kilka mieszkań. Cena od 600 euro w górę. Przytulnie, prawda?

Jeszcze jednym utrudnieniem jest zabójcza biurokracja, która dotyczy każdej sfery życia we Francji. Zanim podpisze się umowę o wynajmie, właściciel musi zajrzeć do twojej "teczki", czyli zbioru ogromnej liczby kwitków, dokumentów i papierów, m.in wyciągów z kont, podpisów francuskich żyrantów, zaświadczeń z miejsca pracy itd.



* Żeby uprzedzić zbulwersowane głosy. Nie twierdzę, że Paryż w ogóle nie ma pozytywnych stron. Ma. To miasto, który każdy powinien zobaczyć i w którym dzieje się wiele świetnych rzeczy, szczególnie jeśli ktoś interesuje się kulturą i sztuką. Mogłabym założyć, że po prostu miałam wyjątkowego pecha jeśli chodzi o pobyt w Paryżu, ale spotykam zbyt wiele osób, które mieszkały tam przez dłuższy czas i miały podobne doświadczenia, żeby w to uwierzyć. Z drugiej strony, mimo że mój pobyt tam nie był serią sukcesów, często za Paryżem tęsknię. Za niekończącym włóczeniem się po kawiarniach i muzeach, za wieczorami nad Sekwaną z widokiem na Katedrę Notre Dame. Być może o tych dobrych stronach Paryża właśnie, będzie mój kolejny post.



Zobacz również

29 komentarze

  1. Tutaj widzę: "Jednym słowem - rekin biznesu.".
    U arhn.eu czytam "Człowiek. Legenda. Samozwańczy sarkastyczny omnibus."
    Czy was już do reszty po#ebało z tym przekombinowanym i kłamliwym PRem w podpisach?

    Wpis nawet nawet (pewnie się coś zmieniło przez ostatnie kilka lat na gorsze w tym Paryżu przez multi-kulti), ale za żenującą wizytówkę (chodzi o ten cytat) daję dużego minusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rekin biznesu" miał być sarkastycznym komentarzem co do mojego szeroko wyśmiewanego za brak perspektyw kierunku studiów. Z całą pewnością nie na serio. Przykro mi, że zostałam źle odebrana.

      Usuń
    2. fajny wpis, trochę sprowadził mnie na ziemię przed pewnymi planami związanymi z tym miastem. Komentarzami frustratów się nie przejmuj, czasami ludziom brakuje umiejętności abstrakcyjnego myślenia i wyczucia niuansów drugiego dna.

      Usuń
    3. Panie Anonimowy, odpisałem ci to pod niemal identycznym komentarzem na mojej stronie, ale odpiszę i tu: "samozwańczy - bezprawnie przywłaszczający sobie jakiś tytuł albo prawa. Ze słownikiem zrozumiesz więcej żartów. ;)"

      Usuń
    4. Panie Anonimowy, odpisałem ci to pod niemal identycznym komentarzem na mojej stronie, ale odpiszę i tu: "samozwańczy - bezprawnie przywłaszczający sobie jakiś tytuł albo prawa. Ze słownikiem zrozumiesz więcej żartów. ;)"

      Usuń
    5. @Nika
      Nie było emotikonki, więc taki tekst przyjmuje się na serio. Nawet sobie możesz nie wyobrażać, jakie czasem rzeczy ludzie wskazują za prawdę...

      Artykuł jak już pisałem - dla mnie OK, bo taki trochę obiektywnie krytyczny jest (lubię takie), a nie kłamliwo-cukierkowy. Choć ja akurat nie odczuwałem aż tak mocno PEWNYCH opisanych tutaj wad. Może więcej szczęśćia, może nie musiałem pewnych interakcji robić, a może jakiś czas temu było jeszcze trochę lepiej. Paryż miał u mnie zawsze plus za metro, bo odjeżdżało co chwilę, było fajnie opisane i wejścia były często-gęsto.

      Odnośnie cen, to w Paryżu można przyjąć prostą zasadę. 1PLN=1EUR. Czyli jeśli coś w PL kosztuje 2PLN (np. chleb), to w paryżu to będzie kosztować 2EUR. Tak jest ze wszystkimi cenami. Wtedy te 600EUR (czyli odpowiednik 600PLN) mają jakiś sens.
      Ciekawostką było też to, że taka oryginalna Cola (u nas względnie drogi napój) tam był jednym z tych tańszych na półkach...
      Ceny w pojedynczych obiektach w centrum były abstrakcyjne...

      A ponarzekać to na pewno mogę na wielbiących sam język francuski. Ten język jest tragiczny ze względu na różnice pomiędzy zapisem, a wymową (coś, jak angielski, tylko gorzej). Długie zdanie z kartki czyta się krótko i jakby niewyraźnie. Dla żółtodzioba dyktando z losowego zdania francuskiego to mission impossible.

      @Anonim/11:06
      Nie znasz mnie, a już bezpodstawnie mi ubliżasz, nieładnie, i nie podlizuj się...

      @Dark Archon
      Widzę, że chyba przypadkowo dzięki mnie poznałeś nową osobę w Internecie :).
      Słówko znałem. Tam jeszcze jedna fraza się powtarza pod koniec. Odpisałem też na arhn.eu i niżej w tym komentarzu.

      @Nika, @Dark Archon
      Po prostu takie podpisy w mojej opinii wyglądają jak pewne reklamy TV lub "niezwykłe oferty" otrzymywane pocztą tradycyjną, czyli przekombinowane, sztuczne i co najważniejsze: najczęściej kłamliwe.
      Gdybym przed wejściem na strony nie widział jakiegoś Waszego dobrego produktu, to bym pewnie wyszedł i zapomniał...

      Usuń
  2. "Archeologię i historię sztuki na Sorbonie", "Jeszcze nie skandynawistka, ale już kulturoznawca" - może pora się na coś zdecydować? Perspektywa zera na koncie znacząco się wydłuża.. A że w Paryżu syf to prawda..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za troskę, na szczęście jestem szczęśliwym pracownikiem z perspektywą bycia i kulturoznawcą i skandynawistą w przyszłym miesiącu. A na Sorbonie zabawiłam tylko w ramach wymiany:) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Paryż śmierdzi, ale czemu się tu dziwić skoro przez lata mieli problemy z toaletą w całej Francji i sikali na ulicach? Dalej pamiętam jak nocowałam u znajomego w Paryżu przy Porte d'Italie i był jedyną wyróżnioną osobą w kamienicy, która posiadała prywatną toaletę. Reszta miała jedną na dwa/trzy mieszkania na piętrze.

    Poza tym taki urok Paryża, ładne budynki mają się mieszać z tym wszystkim co obskurne i w powszechnym mniemaniu brzydkie. Stąd jest to też mały raj sztuki ulicznej i oaza młodych, biednych artystów, którzy kiedyś może staną się wielcy, ale teraz żyją byle jak i byle gdzie.

    Osobiście uwielbiam Paryż ze względu na ludzi i tą ładną otoczkę miejską dookoła. Nigdy nie zapomnę imprez w katakumbach, nocnych spacerów nad Sekwaną, przypadkowych strajków ulicznych i przesiadywania z grupie ekologiczno-artystycznych zapaleńców na squacie, gdzie papierosowy dym miesza się z zapachem kawy.

    Wystarczy zmiana perspektywy, wybranie się w odpowiednie miejsca i zaraz nawet najgorsze miasto nabiera uroku.
    Podobnie jak z Paryżem jest np. z Marsylią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam, nie abstraCHuj już więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi, złe nawyki z youtuba ...

      Usuń
  5. Wszystko dobrze opisałaś tylko poco te wulgaryzmy, poco to słownictwo prymitywów meneli z pod budki z piwem?
    ...a tak poza tym piszemy i mówimy dla HECY a nie checy, wymawiamy dźwięcznie tak samo jak np. GRZMOT a nie kszmot lub HARMIDER a nie charmiter itd. Czy tak trudno nauczyć się poprawnie wymawiać i pisać poprawnie w ojczystym języku? Śmieszy mnie to że ktoś się chwali znajomością obcych języków a nie potrafi mówić poprawnie w ojczystym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi anonimie, dziękuję za uwagę, cieszy mnie, że są jeszcze wśród nas osoby, które język polski opanowały na poziomie pozwalającym poprawiać błędy innych. Serio, bez ironii. Ja jestem niestety tylko człowiekiem i mimo najlepszych chęci wciąż je popełniam.
      Jedyne czego nie rozumiem to nieco agresywnego tonu, ale cóż, każdy ma jakieś słabości, prawda?

      Usuń
  6. Zapomniałaś chyba o jeszcze jednej rzeczy, która mnie osobiście najbardziej irytuje w Paryżu.
    O srających wszędzie psach i psich kupach na chodnikach. Człowiek musi patrzeć pod nogi a nie przed siebie, żeby w coś nie wdepnąć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wielu znajomych z Francji (Erazmus), w tym z Paryża. Gorąco odradzali mi jechanie tam, a już zwłaszcza spędzanie dłuższego pobytu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny artykuł, aczkolwiek urywek filmu o którym wspomniałaś był przecież fikcją :). Szczerze mówiąc nie wiem czy faktycznie Paryż niegdyś był najbardziej śmierdzącym miastem europy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pogodę w Paryżu masz lepszą niż Polsce a i tak narzekasz. No zlituj się. I w ogóle nie wiesz co to depresja. To raczej przygnębienie z powodu pogody. W Polsce to mocno czuć od października do marca, ale w Paryżu, ogólnie Francji, Wielkiej Brytanii czy w krajach skandynawskich i tak masz klimat o wiele bardziej unormowany niż w Polsce. Ale ty musisz pisać DEPRECHA. Co ty dziecinko wiesz o depresji... nic nie wiesz. Nigdy nie byłaś w depresji. No a jeśli byłaś - to co, psycholog ci to zdiagnozował? Nie sądzę. Pewnie sama sobie wmówiłaś, że masz DEPRECHĘ. Nie wiesz nic o życiu dziecinko. A Paryż to piękne miasto i całe szczęście że twoja osoba nie będzie go już zatruwała.

    OdpowiedzUsuń
  10. nieprawdopodobne to jest rozmiar i waga hejtu w komentarzach ludzików anonimowych - to się w głowie nie mieści jak ludzie swoją flustracje wyładowują w komentarzach. Dla Autorki powiem, trzymaj się mocno i nie daj się flustratom życiowym. Konstruktywna krytyka jest ważna i cenna ale to powyższe to wyrzuć do kosza i pisz dalej, nie przejmuj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara w ludzi przywrócona:) Dziękuję!

      Usuń
    2. @Anonim 21:58
      A możesz konkretnie zacytować ten rozmiar i wagę hejtu z komentarzy? Bo na razie oprócz może jednego podjazdu o pogodzie, to reszta jest raczej wskazówkami, co można polepszyć. W biznesie za takie rady się czasem nawet płaci.
      Nie nazywaj też nikogo bezpodstawnie FLUSTRATEM (cokolwiek to ma znaczyć).

      No i objaw nam, jaki hejt wyżej ma wyrzucić do kosza Nika, która cały artykuł z obrazkami hejciła na Paryż... :)

      Usuń
    3. @Nika
      Apropo wiary w ludzi. A tutaj dla porównania "zaoczne wspomnienia" nastolatka, który poznał 4. zagranicznych studentów. Studenci z Florydy/US, więc prawdopodobnie znali angielski - miłej lektury: :>
      http://www.news.com.au/world/north-america/a-teenager-has-been-hacked-by-a-machete-and-buried-alive-by-four-us-students/story-fnh81jut-1227492941936

      Usuń
  11. Ech strawilem kiedys 13 miesiecy w tym grobowym miescie. Mnie najbardziej denerwowaly obsrane przez psy chodniki i strasznie smierdzace metro (zwlaszcza w lecie, drugi poziom stacji St Michel: smrod level over 9000). Ciezko tez bylo jak przychodzilo sie na RER'a a tu stacja pelna bo kawalek dalej jakis samobujca rzucil sie na tory i sklady nie kursowaly, ech dymalo sie z Luxemburga, albo innego cite universitaire do Cachan. Mimo wielu przeciw polecam - duzo kultury jest tam do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Byłem pół roku temu. Moim zdaniem jest czysto. Także w metrze (i RER).
    Mieszkałem w dzielnicy Maison Laffitte (zachodnia część) - całkiem przyjemnie, spokojnie i czysto. Jednak tam nie ma "bloków".
    Jedyne co mnie wnerwiało to nachalni murzyni wciskający tandetne wieże Eifla pod... Luwrem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się, że Paryż może odpychać, zwłaszcza, gdy pomieszka się w tym miejscu przez jakiś czas. Byłam dwa razy i na krótko. Myślę, że to ocaliło mnie od postrzegania tego miejsca w szarych kolorach. Brudu i szczurów na ulicach nie dało się nie zauważyć, ale mimo tego nie potrafię nie docenić uroku tego miasta :)

    OdpowiedzUsuń
  14. A czy miałaś jakiś problem z narkotykami itp. w Paryżu, Niko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale i niespecjalnie interesowałam się tym tematem. Trawkę popala dużo osób, również publicznie, w parku albo nad rzeką. Nigdy jednak nie miałam z tego powodu nieprzyjemności:)

      Usuń
    2. Jak coś, to gardzę dilerami narko-/dopa- i ćpunami...

      Usuń
  15. 37 year-old Administrative Officer Garwood Royds, hailing from Windsor enjoys watching movies like My Gun is Quick and Board sports. Took a trip to Belovezhskaya Pushcha / Bialowieza Forest and drives a Prizm. przekieruj tutaj

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoją opinię!

Flickr Images